Badaj się Mamo!

Poznałam panią Krystynę z jakieś dziesięć lat temu. Jej córka, wówczas sześcioletnia, była jedną z moich pierwszych uczennic, na tak zwanych „lekcjach prywatnych”.

Podczas gdy ja z małą śpiewałam angielskie piosenki i wprowadzałam pierwsze obce słówka, pani Krystyna z młodszym synkiem budowała z klocków, piekła babeczki, wyklejała samochody. Zawsze miała tysiąc pomysłów!

Mimo, że kontakt zupełnie nam się urwał to zapamiętałam ją bardzo dobrze z dwóch powodów. Po pierwsze zawsze kojarzyła mi się jako matka idealna, totalnie oddana swoim dzieciom, bardzo mądrze je wychowująca. Lenka i Kacper byli największymi słodziakami jakie wtedy znałam. Grzeczni, ułożeni, ale odważni i otwarci na świat, na ludzi. Zawsze żywo zainteresowani wszystkim dookoła i wiecznie uśmiechnięci. Miałam silne podskórne przekonanie, że to właśnie ich mama, pani Krystyna, pokazując im świat jako wspaniałe, pozytywne miejsce, wychowuje ich na niesamowitych, otwartych i tolerancyjnych ludzi.

Podpatrywałam ją jak traktuje swoje dzieci – stanowczo, ale sprawiedliwie i zawsze z niesamowitą czułością. Mimo, że to było jeszcze z jakieś pięć lat zanim sama miałam dziecko, to jednak wiele z tamtych obserwacji zostało we mnie.

Po drugie zaś Krystyna wydawała mi się bliska bo po latach okazało się, że wystąpił u mnie ten sam „układ dzieci” co u niej, kropka w kropkę. Starsza córka, a po czterech latach syn.

Kontakt nam się niestety zupełnie urwał gdy wyjechałam za granicę, a po powrocie przeprowadziłam się i już na lekcje do Lenki nie było mi po drodze. Często jednak zastanawiałam się co tam u nich słychać. No i już wiem.

Kilka tygodni temu spotkałam naszą wspólną znajomą z tamtego okresu, dokładnie ich sąsiadkę. Powiedziała mi, że pani Krystyna nie żyje, zmarła na raka jakiś czas temu zostawiając córeczkę, lat 11 i synka, lat 7.

Jak to usłyszałam to się popłakałam. Nie potrafiłam uwierzyć, jakie to życie jest niesprawiedliwe, jak to się w ogóle mogło wydarzyć? Czemu przy dzisiejszym postępie medycyny wciąż docierają do nas takie wiadomości? Długo w domu rozmyślałam na ten temat i przypomniała mi się wtedy pewna sytuacja sprzed dziesięciu lat, której byłam świadkiem.

Wyszłyśmy z Lenką z pokoju po zakończonej lekcji, pani Krystyna stała tyłem do nas i rozmawiała przez telefon. Skończyła rozmowę, odwróciła się i powiedziała lekko: - Ech, z tymi dzieciakami to człowiek nie ma na nic czasu, wizytę już czwarty raz muszę odwołać! Bo najpierw Kacper chory, potem Lenki występ w przedszkolu, potem nie było ich z kim zostawić, a ostatnio to zapomniałam, tak się z nimi wkręciłam w zabawę… Serio! Wtedy pomyślałam – ale mama!

Zapomniała o lekarzu, bo się bawiła z dziećmi! Teraz myślę, że to niekoniecznie ma ze sobą coś wspólnego, ta przekładana wielokrotnie wizyta i jej śmierć. Może to chodziło wtedy o dentystę. Nie wiem. Może robiła regularnie badania, miała raz w roku cytologię, badała piersi. Nie wiem. Nie wiem nawet na raka czego zmarła. Wiem tylko jedno. Nie żyje.

Jak patrzę na moje dzieciaki gdy pluskają się w misce wody na balkonie, jak lody im ściekają po brodzie, jak nieporadnie składają ubranie czy zapinają buty to ogarnia mnie wielkie wzruszenie.

 

Wiem, że powinnam poświęcać im jak najwięcej czasu, nie przegapić żadnej z tych cudnych ulotnych chwil, powinnam chłonąć każdy możliwy moment. Ale wiem, że muszę też wiele momentów poświęcić sobie, jeśli chcę przy nich być.

 

Ola Komada, www.usta-usta.eu

Komentarze Facebook

Najnowsze

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam